"CARLO DOLCI" è un Monologo Teatrale, in lingua italiana, con la prefazione del Prof. Maurizio Marini, pubblicato a Roma da Colosseo Editore, nell'anno 2006.
"CARLO DOLCI" è un Monologo Teatrale, in lingua polacca, con la prefazione del Prof. Maurizio Marini e la traduzione della Dott.ssa Angela Soltys, pubblicato a Roma da Colosseo Editore, nell'anno 2006.
"Il momologo teatrale che Alberto Macchi ha dedicato ad una figura complessa come quella del pittore fiorentino Carlo Dolci è decisamente illuminante'. [...] ci conduce per mano - anzi ci invita a spiare dal buco della chiave - all'interno di un acronico spazio-laboratorio il quale altro non è che la metafora della memoria e dell'anima dell'artista". (Prof. Maurizio Marini, Storico dell'Arte, Roma. Specialista di Arte del Seicento - dalla sua Prefazione al Libro)
"[...] con l'arguzia dello studioso mai stanco di cercare e col mestiere consumato di drammaturgo esperto, ci svela in un gustosissimo 'atto unico' l'anima segreta di Carlo Dolci, il pittore dell''Ecce Homo'. [...] Questa edizione comprende anche la versione in lingua polacca del Monologo teatrale. Le note del testo offrono [...] anche le biografie, corredate di bibliografia, di donne contemporanee di Carlo Dolci, quali Lavinia Fontana, Margherita Caffi, Elisabetta Sirani, Giovanna Garzoni, Artemisia Gentileschi, Sofonisba Anguissola, Agnese Dolci Bacci, Arcangela Paladini, Diotrina Dolci Cicchi. (Dott. Andrea Menaglia, Direttore della Colosseo Editore, Roma - dalla sua Nota dell'Editore al Libro)
"Quando si è vecchio, gli altri ti considerano 'un vecchio pazzo' ... e a un vecchio pazzo, scimunito, tutto è consentito ... (Alberto Macchi, Roma - dalla sua nota dell'Autore al Libro)
Elenco di alcune delle biblioteche in Italia, in Europa e nel Mondo dove si possono consultare in genere le pubblicazioni di Alberto Macchi:
Public Library – New York (Stati Uniti d’America)
The Library of Congress - Washington (Stati Uniti d’America)
British Library – Londra (Gran Bretagna)
Bibliothèque Nationale de France – Parigi (Francia)
Staatsbibliothek zu Berlin - Berlino (Germania)
Biblioteka Narodowa – Varsavia (Polonia)
Biblioteka Uniwersytecka – Varsavia (Polonia)
Biblioteca dell’Istituto Italiano di Cultura – Varsavia (Polonia)
Biblioteka Jagiellońska – Cracovia (Polonia)
Biblioteka Jezuitów – Cracovia (Polonia)
Biblioteca dell’Istituto Italiano di Cultura – Cracovia (Polonia)
Biblioteka Gdańska Polskiej Akademii Nauk - Danzica (Polonia)
Miejska Biblioteka Publiczna – Tarnów (Polonia)
Biblioteka Wysza Szkoła – Tarnów (Polonia)
Biblioteka Muzeum Okręgowego – Tarnów (Polonia)
Biblioteca Apostolica Vaticana (Stato Città del Vaticano)
Biblioteca Vaticana – Vaticano (Stato Città del Vaticano)
Ecc. ecc. ...
In Italia:
Biblioteca Nazionale Centrale Vittorio Emanuele II – Roma
Biblioteca di Archeologia e Storia dell'Arte - Roma
Bibliotheca Hertziana - Roma
Biblioteca Casanatense – Roma
Biblioteca Universitaria Alessandrina – Roma
Biblioteca Pontificia Università Gregoriana - Roma
Pontificio Istituto di Studi Ecclesiastici - Roma
Pontificio Istituto di Studi Ecclesiastici - Roma
Biblioteca Comunale Rispoli – Roma
Biblioteca Angelica – Roma
Biblioteca Vallicelliana – Roma
Biblioteca e Raccolta Teatrale del Burcardo - Roma
Biblioteca della Camera dei Deputati - Roma
Biblioteca dell'Accademia di San Luca - Roma
Biblioteca Romana Sarti - Roma
Biblioteca Comunale Rispoli - Roma
Unione Romana Biblioteche Scientifiche - Roma
American Academy Library - Roma
Biblioteca della Fondazione Marco Besso – Roma
Archivio dei Padri dell'Oratorio della Chiesa Nuova – Roma
Biblioteca Scolastica Multimediale Alberto Savinio del Liceo Artist. St. Giorgio De Chirico – Roma
Biblioteca Istituto Polacco di Cultura – Roma
Biblioteca Accademia Polacca delle Scienze – Roma
Biblioteca Fundacja Rzymska im. Margrabiny J. Z. Umiastowskiej - Roma
Biblioteca Fundacja Rzymska im. Margrabiny J. Z. Umiastowskiej - Roma
Biblioteca Comunale – San Vito Romano/Roma
Biblioteca Università degli Studi - Trento
Biblioteca Nazionale Universitaria - Torino
Biblioteca Nazionale Universitaria - Torino
Biblioteca dell'Unione Femminile Nazionale – Milano
Biblioteca Queriniana - Brescia
Biblioteca del Centro di Documentazione Ricerca e Iniziativa delle Donne – Bologna
Biblioteca Panizzi - Reggio Emilia
Biblioteca Nazionale Centrale – Firenze
Biblioteca Riccardiana – Firenze
Kunsthistorisches Institut - Firenze
Biblioteca Comunale - Arezzo
Biblioteca Accademia Etrusca - Cortona
Biblioteca Comunale - Arezzo
Biblioteca Accademia Etrusca - Cortona
Biblioteca Comunale – Patrica /Frosinone
Ecc. ecc. ...
DALL'IDEA, ALLA STESURA DEL TESTO, ALLE RAPPRESENTAZIONI
Anno 1999
- Appena subito dopo l'attribuzione a Carlo Dolci da parte di Angela Soltys di un "Ecce Homo" giacente al Museo Regionale di Tarnów in Polonia, Alberto Macchi, invitato per l'occasione all'evento, ha pensato di scrivere la biografia di questo pittore in forma drammaturgica.
Anno 2000
- Inizia a far ricerche negli archivi e nelle biblioteche in Italia e in Polonia. Si documenta anche sulle diverse versioni di "Ecce Homo" di altri pittori.
Anno 2005
- Entro l'anno scaturisce il testo definitivo, viene scritta anche la Prefazione al Libro e ultimata la traduzione in lingua polacca.
Anno 2006
- Il testo viene pubblicato a Roma, nelle due versioni in lingua italiana e in lingua polacca, con la prefazione del Prof. Maurizio Marini e la traduzione della Dott.ssa Angela Soltys.
- Lettura Drammatizzata, a Roma, con l'attore Mauro Bisso e la soprano Astrea Amaduzzi, presso la Sacrestia della Chiesa di Sant'Andrea al Quirinale, presente, tra il pubblico, la Prof.ssa Mina Gregori.
- Spettacolo teatrale al Ratusz di Tarnów in Polonia, in occasione del Festival della Małopolska, con Zbigniew Kłopocki, Elwira Romańczuk, il soprano Astrea Amaduzzi e altri.
Pièce Teatrale "Carlo Dolci": artisti e pubblico al Ratusz di Tarnów
Anno 2009
- Lettura Drammatizzata a Roma, in occasione di un Laboratorio Teatrale condotto da Alberto Macchi al Teatro "Delle Emozioni" con gli attore Mauro Bisso e Guido Ruvolo.
Anno 2010
- Lettura Drammatizzata a cura di Alberto Macchi, al Teatro "Enrico Marconi" di Varsavia, in Polonia.
Anno 2011
- Seminario sul pittore con lettura di alcuni brani del testo, a cura di Alberto Macchi, presso la Sala Conferenze dell'Associazione 'Italiani in Polonia'.
- Pubblicata a Varsavia parte del testo "Carlo Dolci" in italiano e in polacco su Gazzetta Italia n. 6/2011
Anno 2013
- Lettura del testo teatrale "Carlo Dolci" in versione italiana e in versione polacca al Teatro piccolo della Galleria Freta di Varsavia.
Elenco delle opere di e da Carlo Dolci pittore,
dipinti e stampe, che sono state pubblicate sul libro e non:
"Ecce Homo"
Ritratto olio su tela cm 48,5x38,5, del 1635, di Carlo Dolci, conservato presso il Museo Regionale di Tarnów, in Polonia. (Foto di Robert Moździerz) (Muzuem Tarnowie, Polska)
"Ecce Homo"
Ritratto ottocentesco, olio su tela cm. 78 x 63, copia da Guido Reni, di Ignoto, (Collezione Privata, Roma)
RASSEGNA STAMPA, INTERNET, RADIO, TV, OSSERVAZIONI VARIE
Skarb "Ecce Homo"
Aktualności z Diecezji Tarnowskiej
© Kuria Diecezjalna w Tarnowie
Informacja z dnia: 6/7/2004
i
kdr/Tarnów
Katolicka Agencja Informacyjna
Data wydania: 04 czerwca 2004
Wydawca: KAI;
Red. naczelny: Marcin Przeciszewski
Obraz "Ecce Homo" Dolciego w zbiorach Muzeum Okręgowego w Tarnowie
Obraz "Ecce Homo" namalowany przez jednego z najwybitniejszych malarzy florenckich Carlo Dolciego można oglądać w Ratuszu w Tarnowie. Płótno jest najciekawszym eksponatem spośród europejskich skarbów tarnowskiego Muzeum Okręgowego. Zakup obrazu sfinansowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Carlo Dolci jest uważany najwybitniejszych jednego z najwybitniejszych malarzy florenckich. Żył w XVII w. Ciekawostką jest to, że do ustalenia autorstwa obrazu przyczyniła się Angela Sołtys, historyk sztuki z tarnowskiego Muzeum Okręgowego, która przygotowując swój przewód doktorski, prowadziła wnikliwe badania w Polsce i we Włoszech.
Do niedawna historycy sztuki domyślali się jedynie, że obraz "Ecce Homo" został namalowany przez włoskiego mistrza, o czym miał świadczyć umieszczony na odwrocie w XIX wieku napis. Kiedy przy okazji konserwacji obrazu zdjęto drewnianą osłonę, jaka zamocowana była na odwrocie obrazu, na ramie krosna malarskiego ukazał się napis. Przypuszczenie, że jest to autograf artysty Carla Dolciego potwierdziły badania i analizy Angeli Sołtys. Artykuł na ten temat opublikowała w czasopiśmie brytyjskim "The Burlington Magazine".
Obraz "Ecce Homo" Dolciego trafił do Tarnowa dzięki Ministerstwu Kultury. Jest on prezentowany na wystawie w Ratuszu pod wspólnym tytułem "Europejskie skarby w tarnowskim Muzeum". Uczestnicy wernisażu obejrzeli spektakl o Carlo Dolcim, wyreżyserowany przez Włocha Alberto Macchi. Artysta upodobał sobie Tarnów i jego kulturę. Swoje spektakle realizuje w niekonwencjonalnych przestrzeniach, w kościołach, zamkach, klasztorach i pałacach. Tematem tych sztuk są najczęściej biografie postaci historycznych, także tych z Polski: "Brat Albert", "Stanisław Kostka", "Bona Sforza" czy "Stanisław Poniatowski". (http://malesmyki.pl/index_01.php?aktu=1889)(ISSN 1426-1413) (http://system.ekai.pl/kair///?screen=depesza&_scr_depesza_id_depeszy=335693) (kdr / Tarnów - Katolicka Agencja Informacyjna; ISSN 1426-1413; Data wydania: 04 czerwca 2004 - Wydawca: KAI; Red. naczelny: Marcin Przeciszewski)
Tarnow.net.pl, 23/7/2004
Alberto w Tarnowie
Alberto Macchi włoski reżyser teatralny pierwszy raz przybył do naszego miasta w 1996roku. Nasze miasto tak mu się spodobało, że postanowił tu zostać. „Piszę w Rzymie a korekty robię w Tarnowie” - mówi sam o sobie.
Alberto Macchi jest dyrektorem włoskiego stowarzyszenia kulturalnego „Teatro 84”, reżyserem teatralnym i autorem tekstów scenicznych, takich jak "Człowiek - Caravaggio", "Bona Sforza", „Stanisław Poniatowski” czy „Stanisław Kostka”
Niedawno w tarnowskim ratuszu z okazji otwarcia wystawy „Europejskie Skarby Tarnowskiego Muzeum” mogliśmy zobaczyć fragment wystawianej w Rzymie sztuki „Carlo Dolci” w reżyserii Alberto Macchi, w wykonaniu aktorów tarnowskiego teatru i włoskiej śpiewaczki Astrei Amaduzzi. Obraz "Ecce Homo" Carlo Dolciego jest największą sensacją wystawy czynnej w Ratuszu od 2 czerwca. Carlo Dolci (1610-1686), genialny i niezrozumiany przez jemu współczesnych florencki malarz, stał się dla Alberto twórczą inspiracją. .
Teraz artysta pracuje nad przygotowaniem spektaklu, którego bohaterem będzie malarz Gabriel Morvay, urodzony w Tarnowie w 1934 roku, który jest ceniony na świecie, a mało znany w samej Polsce. Powstał już scenariusz tej sztuki, którą będziemy mogli w przyszłym roku zobaczyć w Tarnowie.
Niebawem też, we Włoszech ukaże się książka, monolog teatralny „Arcangela Paladnini Broomans”, której autorem jest Alberto Macchi.
Alberto już dużo mówi po polsku, chociaż nie zna jeszcze dobrze naszego języka. Śmieje się gdy mówi o swojej przygodzie z językiem polskim i mieszkańcami naszego miasta. Życzliwy i uśmiechnięty, spacerując ulicami miasta, często jest pytany o godziny - „Ma Pan zegarek?”. Alberto długo myślał, że to tarnowski zwyczaj proszenia o papierosa. Słowo zegarek fonetycznie zbliżone jest do cigarette. Nosił więc długo przy sobie papierosa, by wspomóc nieszczęśliwych tarnowskich palaczy, którzy tak naprawdę, po prostu byli tak jak on, poszukiwaczami zagubionego czasu
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TH/THW/dla_tworcow.html
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PK/126-rehabilitacja.html
http://www.wsd.tarnow.pl/gazety/gosc/archiwum/!2003/0921/art4.php
http://www.muzeum.tarnow.pl/ludzie/morvay/morvay.html
(www.tarnow.net.pl/index.php?pokaz=wiadomosc&id=821)
Tarnow.net.pl, 8/6/2004
Astrea Amaduzzi – koncert w Ratuszu.
Astrea Amaduzzi, włoska śpiewaczka i instrumentalistka, zaprasza na swój koncert do Ratusza, dziś (środa) na godzinę 13.30. Niedawno również w ratuszu mieliśmy okazję usłyszeć piękny aksamitny głos Astrei podczas spektaklu „Carlo Dolci”, którego reżyserem i autorem tekstu, jest przebywający w Tarnowie reżyser Alberto Macchi.
Astrea Amaduzzi – sopran i muzyk, absolwentka Konserwatorium w Paskarze. We Włoszech współpracowała jako śpiewaczka z rozmaitymi zespołami uprawiającymi muzykę operową. Stworzyła zespół pod nazwą „Compagnia di Orfei”, którego specjalnością są eksperymenty z muzyką dawną, w szczególności z muzyką baroku, klasycyzmu, i romantyzmu włoskiego oraz europejskiego. Od pewnego czasu współpracuje z reżyserem Alberto Macchim, uczestnicząc jako instrumentalistka, śpiewaczka solowa, lub ze swoim zespołem w wyreżyserowanych przez niego spektaklach „Stanisław Kostka”, „Carlo Dolci” oraz „Miłość, zdrada i wyrzuty sumienia”, które miały miejsce w Watykanie, w teatrze Piusa X, w kościele św. Andrzeja na Kwirynale oraz w Teramo.
(www.tarnow.net.pl/index.php?pokaz=wiadomosc&id=571)
Tarnow.net.pl, 3/6/2004
kis
SKARB "ECCE HOMO"
W tarnowskim Ratuszu można od wczoraj oglądać dzieło, najciekawszy eksponat spośród europejskich skarbów Tarnowskiego Muzeum - obraz "Ecce Homo" namalowany przez jednego z najwybitniejszych malarzy florenckich -Carlo Dolciego, żyjącego w latach 1611-1686. Sensacją jest to, że do ustalenia autorstwa przyczyniła się Angela Sołtys, historyk sztuki z tarnowskiego Muzeum, która przygotowując swój przewód doktorski , prowadziła wnikliwe badania w Polsce i we Włoszech.
Do niedawna historycy sztuki domyślali się jedynie, że obraz ten został namalowany przez włoskiego mistrza, o czym miał świadczyć umieszczony na odwrocie w XIX wieku napis. Kiedy przy okazji konserwacji obrazu zdjęto drewnianą osłonę, jaka od XIX wieku zamocowana była na odwrocie obrazu, na ramie krosna malarskiego ukazał się napis. Przypuszczenie, iż jest to autograf artysty Carla Dolciego potwierdziły badania i analizy Angeli Sołtys. Artykuł na ten temat opublikowała w czasopiśmie brytyjskim "The Burlington Magazine".
Uczestnicy wczorajszego nocnego wernisażu z najciekawszymi eksponatami, skarbami Muzeum, obejrzeli spektakl o Carlo Dolcim, wyreżyserowany przez Włocha - Alberto Macchi. Artysta upodobał sobie Tarnów i jego kulturę. Swoje spektakle realizuje w niekonwencjonalnych przestrzeniach, w kościołach, zamkach, klasztorach i pałacach. Tematem tych sztuk są najczęściej biografie postaci historycznych, także z polskiego panteonu: "Brat Albert", "Stanisław Kostka", "Bona Sworza", "Stanisław Poniatowski".
Dzieła biograficzne Alberto Macchiego są owocem jego długich i wnikliwych studiów w bibliotekach i archiwach Rzymu, Mediolanu, Florencji, Neapolu, Londynu, Paryża i Warszawy. (Fotoreportaż z Muzeum w Tarnowie - fot:ejja)
(Temi del 9/6/2004)
(Echo Tarnowa dell'11/6/2004)
ZBIORY MUZEALNE
Obraz "Ecce Homo" Carlo Dolci
Angela Sołtys
Carlo Dolci (1616- Florencja -1686) - "słodki artysta" - tak nazywany był przez współczesnych i takim uznały go następne pokolenia. Sam uważał się za skromnego rzemieślnika we wzniosłej i trudnej sztuce tworzenia obrazów religijnych. Już za życia cieszył się wielką sławą. Zyskał poparcie najpotężniejszych florenckich mecenasów - Medyceuszy i wzięcie wśród zamożnej miejscowej klienteli. Styl jego świętych przedstawień - nasyconych łagodnością i słodyczą, lecz zarazem powściągliwych, subtelnych i pełnych wewnętrznego skupienia, doskonale wpisywał się w klimat religijny epoki, okrzepłej już nieco po burzliwym okresie Kontrreformacji. Także następne pokolenia ceniły jego malarstwo bardzo wysoko. Przez cały wiek XVIII po połowę XIX stulecia nazwisko Dolciego było jednym z najczęściej pojawiających się na rynkach antykwarycznych całej Europy. Jego obrazy były kopiowany na równi wykonywane na podstawie jego obrazów, sukces Dolciego może być porównywany jedynie ze sławą Rafaela.
Obraz Ecce Homo w zbiorach Muzeum Okręgowego w Tarnowie (olej na płótnie o wym. 48,5 x 38,5 cm.), nosi w sobie najlepsze cechy jego malarstwa. Przez długie lata uznawany był za autentyczną pracę artysty jedynie na podstawie tradycji. Dopiero w 2001 roku w trakcie prac konserwatorskich dokonano sensacyjnego odkrycia: na odwrocie płótna znaleziono autograf, poświadczony sygnaturą malarza. Co więcej okazało się, że jest to jedna z wczesnych prac Dolciego, namalowana, gdy miał około 18 lat.
Obraz kupiła w Rzymie księżniczka Klementyna Sanguszko (1786-1841) właśnie w tym okresie, kiedy sztuka Dolciego była przedmiotem największych zachwytów i fascynacji, to jest około 1820 r.
Patrząc na ów obraz można zadać sobie pytanie, w jaki sposób przemawiają dziś jego obrazy? Niektórzy dostrzegą w nich zapewne tylko banalną i "przesłodzoną" sztukę religijną, która dała początek niezliczonym jarmarcznym obrazkom dewocyjnym. Bardziej wnikliwi odnajdą w nich ekspresję żarliwych i prostych uczuć religijnych. Specjaliści docenią świetny rysunek i doskonałą sugestię malarskiej iluzji. (Muzeum Okręgowe w Tarnowie Tekst i zdjęcia ze strony: www.tarnow.pl)
PASSI DEL LIBRO TRATTI DAL TESTO E/O DALLE NOTE:
CARLO: (Torna a sedersi) Dopo morto, avrò tutta l'eternità davanti a me, per la gloria, per la fama. Sì perché dopo morti gli artisti acquistano più fascino e le loro opere più valore. Per cui ci saranno, un giorno, ricche principesse, regnanti e papi che vorranno acquistare i miei quadri per le loro collezioni, quadri che poi scambieranno da una corte all'altra, da un paese all'altro. È stato così per i pittori del passato e sarà così per sempre. (Guardandosi ad uno specchio) Ecco un artista valente, un pittore con un'ottima reputazione! (Rivolto al pubblico) Vedete come sono orgoglioso di me quando dialogo con me stesso? Tutto il contrario di come appaio in società. La gente, i committenti, gli altri artisti, mi conoscono come un tipo assolutamente discreto e riservato. Poi con questi occhialini, che mi danno un certo tono! (Se li toglie, li guarda) Non ho soltanto questi, ne conservo diversi in casa. Credo di averne una vera e propria collezione. Certo non come quella che possedeva Filippo Neri (Si rimette gli occhiali). Lui era un vero collezionista, un appassionato. Di occhiali ne ha raccolti di ogni tipo. (Pausa) Dicevo, allora, tutti mi hanno sempre giudicato un artista corretto, timido, un pittore delicato nell'esecuzione, un uomo di santissimi costumi, modesto, dedito alle pratiche religiose. Invece, mi avete sentito parlare prima: altro che modesto o timido! Voi direte: "Adesso, da vecchio, sarai impazzito, sarai diventato più aggressivo". No! Non è vero. Oggi forse ho più coraggio di tirar fuori quello che ho dentro da sempre: la presunzione, la passione, il temperamento. Quel temperamento che invece credo di aver espresso proprio nella pittura. Per chi sa leggere tra le righe, vedendo i miei quadri, se ne dovrebbe accorgere subito. Se si considera che i miei primi ritratti li ho dipinti che avevo soltanto nove anni, non credete allora che abbia dimostrato una certa determinazione già da ragazzo? Guardate questo (Va a recuperare una tela per terra in un angolo) Questo è un "Ecce Homo" a cui sono particolarmente legato, un'opera di cui non ho voluto mai disfarmi, tanto ne sono affezionato. Questo dipinto è l’espressione di tutta la mia vita interiore. Ebbene. Sapete quanto m'è costato realizzarla? (Solleva in alto la tela e la gira verso il pubblico) Guardate, giudicate voi. Un "Ecce Homo" che ho fatto quando avevo 19 anni. Invero questa è una copia che feci per me stesso, quasi in contemporanea con l’originale commissionatomi, per tenerla sempre con me. L'originale m'è stata ordinata e regolarmente pagata, per cui ho dovuto consegnarla al committente. Osservate che chiarezza di linee, che contorni, che impronta. (Abbassa la tela) Da allora ho cambiato più volte il mio stile nel dipingere. Se prima ero raffinato, levigato come uno smalto, poi sono passato alle pennellate larghe e brillanti per arrivare quasi alla tecnica del miniatore. C'è stato un periodo in cui ho evidenziato le ombre delle carni con un'intonazione livida. Ultimamente invece, ho ripreso a fare le carni rossastre d'un tempo, a far ritratti su fondo di cielo, con i contorni ruvidi del Caravaggio e le vesti sempre dal tono grigio livido. (Solleva la tela e la rimira) Ma voi non potete immaginare quello che ho sofferto nel dipingerlo. Io sono religioso e non certo bigotto come qualcuno mi definisce. Frequento le chiese, ma poi non più di tanto. Se sono entrato già da giovanissimo, a far parte della Confraternita Religiosa di San Benedetto Bianco, l'ho fatto, sì per devozione, ma non vi nascondo, che l’ho fatto in particolar modo per avere contatti con i frati e con i canonici. Loro, del resto, sono sempre stati per gli artisti in genere - e lo sono tutt'oggi per me - i committenti più importanti. (Guarda la tela che ha ancora in mano) L'originale di questa tela ad olio la feci per Michele Lombardi, un frate appunto, uno della Comunità di San Benedetto Bianco. (Pausa) Ma, ripeto, quanto mi è costato farlo! È stato come partorire una terribile confessione dopo una lunga gestazione. E quanto tempo ho impiegato! Iniziai, ricordo, una notte che ero da solo a bottega. Sì, perché allora avevo già una mia bottega. Ero con questa tela davanti, da giorni, che la guardavo, senza toccarla. Pensavo, consideravo, mi torturavo. Mi mancavano soltanto una dozzina di pennellate, eppure mi sentivo come se fossi bloccato. Sì. Mi consideravo indegno di poter riprodurre la figura del Cristo. Mi restava così difficile, ad esempio, abbassargli lo sguardo, per cui non lo feci. Rappresentarlo con la corona di spine sul capo, flagellato, umiliato, mi era impossibile! Esprimere l'oltraggio che ha dovuto subire da noi uomini, i suoi figli, inferociti, impazziti; dalla sua condanna fino alla sua crocifissione. Stavo impazzendo, credetemi! Dall'espressione che man mano questo volto assumeva sembrava volesse dire: "Eppure vi ho tanto amato!". Ecco allora che mi venne da rimettere in discussione tutta le mie convinzioni religiose, le scelte della mia vita fino ad allora. E se mi venne da ispirarmi al Beato Angelico, un pittore che avverto tanto vicino al mio pensiero, un po' fu perché egli è toscano come me, ma soprattutto fu perché, come me, egli amava proporre i suoi dipinti di soggetto religioso imperniati di quella devozione che giustamente si deve al Signore, alla Vergine, ai Santi. Però, malgrado tutto, mi son dovuto subito ravvedere. Sì, perché mi sono sentito improvvisamente come un impostore, per aver pensato questo e ancora di più per aver accettato di realizzare un tale lavoro, per giunta dietro compenso. Ora voi mi direte: "Ma questo è normale. Certamente sarà accaduto a chissà quanti pittori e scultori del presente e del passato. Quando costoro hanno scelto di rappresentare un soggetto sacro o, ancora peggio, l'immagine di Dio, chi più, chi meno, avrà sicuramente provato questi stessi tuoi tormenti". (Pausa) Sì, è vero. Avete ragione. Ora che ci penso, è accaduto anche a Jacopo Maria Foggini quando scolpì per Filippo Baldinucci uno straordinario "Ecce Homo" in legno di tiglio, a grandezza naturale. Me lo confidò proprio lui un giorno che ci siamo parlati. (Pausa) Non so! Comunque per me è stata sempre come una tortura. Alcune notti ho avuto perfino gli incubi. (Mentre va a rimettere a posto suo il quadro) E non ci si abitua. Infatti ogni volta che ho accettato di dipingere soggetti religiosi, poi mi sono tormentato, corroso dentro. Anche se, dipingendo i santi, ho sempre pensato che loro sono stati uomini come noi, prima di divenire santi. A volte, come accadeva al Beato Angelico, sentivo di dover dipingere certe immagini disponendomi davanti al cavalletto in ginocchio. Forse volevo infliggermi una punizione per quello che io in quel momento consideravo un sacrilegio. Poi, per consolarmi, mi dicevo che dipingere figure sacre, in fondo era come pregare. Anzi quei quadri spesso erano destinati ad invitare la gente a pregare nelle chiese o nelle case. Ed essi potevano perfino infondere in qualcuno frutti di cristiana pietà. Allora tornavo a dipingere in piedi o seduto. E chiedevo al Signore: Dio, liberami da me stesso! (Considera) Anche perché sovente io stesso sono il peggior nemico di me stesso. (Pausa) Ma incominciamo dall'inizio. (Va a sedersi, questa volta su una seggiola) Io, come mi definì un giorno un mio committente polacco, scherzando ma non troppo, nella vita sono stato “un po' pio e un po' rio”. Anche se tutti, data la mia figura e i miei modi garbati, mi hanno considerato sempre come pio. Eppure il mio aspetto esteriore e i miei comportamenti sono stati e sono tutt’altro che comuni. Porto gli occhiali da alcuni anni, a volte mi son fatto crescere una folta barba, altre volte soltanto i baffi, ora invece, come potete vedere, ho il pizzetto. Spesso ho indossato cappelli eccentrici, sciarpe coloratissime, mantelli neri; insomma sono sempre stato, un po' come un attore col suo bell'abito di scena, truccato, profondamente immerso nel suo ruolo. Ora non state a guardarmi così come sono. Adesso sono soltanto un vecchio, vedovo ormai da più di due anni, malandato, pieno d'acciacchi e di preoccupazioni, uno senza neanche più tanta voglia di vivere. Uno che non si diverte più ad esibirsi. Sapete, quando ormai tutto ci appare così ripetitivo!? Pensate, a soli quattro anni rimasi orfano di mio padre. Fu un dramma per me l'averlo perduto così presto. E questo, credetemi, mi ha condizionato tutta la vita. Fin da bambino, ho sempre avuto il senso della famiglia. E numerosa per giunta! E l'idea di averne un giorno una, mi ha accarezzato fin dall'adolescenza. Forse perché, oltre che orfano di mio padre, a soli nove anni ho dovuto allontanarmi anche da mia madre per andare a lavorare nella bottega del Vignali. Sta di fatto che fin da ragazzo quando incontravo una donzella che mi piaceva, subito mi attaccavo a lei morbosamente. E la corteggiavo. E la ossessionavo. La volevo a tutti costi senza però, a dire il vero, realmente innamorarmene. Era un forte desiderio di possesso, di farla mia, che mi spingeva verso di lei. La sublimavo, un modo forse per cautelarmi, per mantenere sempre le dovute distanze da lei. Comunque son dovuto arrivare quasi a quarant'anni, prima d'aver potuto dire d'averne trovata una di cui m’ero veramente innamorato, tanto da desiderare di sposarla: mia moglie Teresa. E allora giù a far l'amore, giù a far figli. Tra vivi e morti, ne ho avuti una decina, tutte femmine, un solo maschio, Andrea, che chiamai così per far rivivere, almeno con il suo nome, mio padre. Tra le femmine, tolta una che si è fatta monaca presso il nuovo Ordine delle Oblate di Santa Maria, sapete, quello fondato da Giacinta Ruspoli, tutte le altre, più o meno si sono dedicate al disegno, alla pittura, al ricamo o alla decorazione su ceramica. Nel 1659, quando morì mia madre nacque Agnese. Anche a lei volli mettere, per la stessa ragione di mio padre, il nome di mia madre, Agnese appunto. Oggi, per conseguenza, sono contornato da una miriade di nipoti. E mia figlia Agnese, caparbia e intraprendente come sua madre, ella continua ancora a dipingere in questa mia bottega, nel locale qui accanto (Lo indica), malgrado io abbia praticamente smesso di lavorare. Perché non ci sto più con gli occhi, ma soprattutto con la testa. Sarà follia? Forse! A volte ho l'impressione di non riuscir più a controllare la mente. Sono almeno quattro anni che, contrariamente alla mia natura, ho violenti attacchi di collera. Pensate, quando il pittore napoletano Luca Giordano venne a Firenze, ebbi allora la mia prima grossa crisi. Sì, già la sua presenza in città mi aveva scatenato una collera furibonda, poi quando questi asserì che la mia lentezza nel dipingere mi avrebbe portato a morire di fame, questo mi procurò una reazione nervosa tremenda. Poi detto proprio da un cialtrone come lui soprannominato Luca Fapresto, per la rapidità che ha sempre avuto nel realizzare un quadro! Capite, comunque, che testa matta che ho? Per qualcuno la mia pazzia scaturirebbe da uno smodato fervore religioso. Bah! Chissà? Sicuramente ha influito l’aver perso Teresa, la mia sposa. A volte m’accorgo di perdere la memoria e anche il senso del ridicolo. Così avviene che dimentico di essere stonato. E quando mi trovo con i miei amici De’ Bardi alla Camerata Fiorentina, di cui sono diventato un assiduo frequentatore, succede che mi metto a cantare destando l’ilarità di tutti i presenti, così impietosi, malgrado sappiano che sono stato capace di comporre dei brani musicali.
..........................................................................................................................................................................
CARLO: (Ponownie siada) Kiedy umrę, będę miał przed sobą całą wieczność. Tak, gdyż po śmierci artyści stają się bardziej interesujący, a ich dzieła są bardziej cenione. Dlatego też pewnego dnia znajdą się majętne księżniczki, królowie i papieże, którzy będą chcieli kupować do swych kolekcji moje obrazy, a te później wędrować będą od dworu do dworu, z kraju do kraju... Tak działo się z malarzami w przeszłości i tak będzie zawsze. (Spogląda w lustro) Oto stoi przed wami artysta o wyjątkowym talencie, malarz wielkiej sławy. (Zwracając się do publiczności) Widzicie, kiedy rozmawiam ze sobą, jaki jestem z siebie dumny? Wprost przeciwnie do tego, kim wydaję się w towarzystwie. Przyjaciele, klienci, artyści mają mnie za człowieka niepozornego i powściągliwego. Na dodatek te okulary, które dodają mi powagi! (Ściąga je i przygląda się im) Mam nie tylko tę jedną parę, w domu przechowuję ich mnóstwo. Ale nie można tego nazwać kolekcją. Daleko mi do Filippa Neri. (Ponownie zakłada okulary) To był dopiero pasjonat! Zgromadził okulary każdego rodzaju. (Pauza) Tak więc mówiłem, że wszyscy mają mnie za artystę poprawnego, nieśmiałego, malarza o precyzyjnym stylu, człowieka o nieskazitelnych manierach, skromnego, oddanego praktykom religijnym. Ale, jak już przed chwilą usłyszeliście, daleko mi do skromności i nieśmiałości. Powiecie może: „Teraz, na starość, pewnie pomieszało ci się w głowie i stałeś się bardziej niecierpliwy”. Nie! To nieprawda. Dziś mam więcej odwagi, by ukazywać otwarcie to, co od zawsze kryło się we mnie: zarozumiałość, pasję, temperament. Ten temperament, który, jak mi się wydaje, udało mi się wyrazić w moim malarstwie. Kto umie czytać między wierszami, powinien od razu się o tym przekonać patrząc na moje obrazy. Jeśli wziąć pod uwagę, że pierwsze moje portrety namalowałem, kiedy miałem dziewięć lat, to nie wydaje się wam, że już jako chłopiec wykazywałem sporo determinacji? Popatrzcie na ten. (Wstaje i idzie po płótno leżące na ziemi w rogu pokoju) To „Ecce Homo”. Jestem do niego szczególnie przywiązany. To dzieło, którego nigdy nie chciałem się pozbyć. Jest ono wyrazem mojego życia duchowego. Zresztą nic dziwnego. Wiecie ile trudów kosztowało mnie jego wykonanie? (Podnosi obraz w górę i obraza go w stronę publiczności) Patrzcie i sami oceńcie. „ Ecce Homo”, którego stworzyłem mając lat 19. Tak naprawdę to kopia, którą malowałem prawie równocześnie z oryginałem, by móc ją zatrzymać dla siebie na zawsze. Oryginał był na zamówienie, więc musiałem oddać go zleceniodawcy. Zauważcie tę czystość linii, te kontury. (Obniża obraz) Od tamtego czasu wiele razy zmieniałem swoją technikę. Jeśli początkowo była wyrafinowana i gładka niczym emalia, porzuciłem ją, by przejść do bardziej zamaszystych pociągnięć pędzla, i aby w końcu wypracować styl równający się precyzją miniaturzyście. Był czas, kiedy malowane przeze mnie ciała miały odcień sinawy. Ostatnio jednak znów zacząłem podmalowywać je czerwienią, a głowy malować na tle nieba z konturami surowymi niczym u Caravaggia, szaty zaś zawsze w odcieniach niebiesko szarych. (Unosi obraz, ponownie ogląda go z podziwem) Ale wy nie możecie sobie wyobrazić tego, co musiałem przecierpieć malując Jego postać. Jestem człowiekiem religijnym, ale na pewno nie dewotą. Praktykującym, ale nie do przesady. Owszem, wstąpiłem do konfraterni świętego Benedykta Białego, zrobiłem to z pobożności, ale nie ukrywam, że przede wszystkim, by nawiązać znajomości z braćmi i kanonikami. Oni zresztą byli i są do dziś moimi głównymi klientami. (Patrzy na obraz, który trzyma w ręce) Oryginał tego dzieła, na przykład, namalowałem dla Michele Lombardiego, należącego do tej samej konfraterni. (Przerywa) Ale powtarzam, ile mnie ono kosztowało! To było niczym poród po wielu miesiącach ciąży. I ile czasu na nie poświęciłem. Zacząłem, pamiętam, pewnej nocy, będąc sam w warsztacie. Tak, gdyż już wówczas miałem własny warsztat. Pamiętam jak stałem całymi dniami wpatrzony w to płótno, nawet go nie dotknąwszy. Myślałem, rozważałem, dręczyłem się. Brakowało tylko kilku pociągnięć pędzla, a jednak coś nie pozwalało mi tego zrobić. Tak, czułem się niegodny odtwarzać postać Chrystusa. Zbyt trudne było dla mnie namalowanie go z opuszczonym wzrokiem, w koronie cierniowej na głowie, biczowanego, upokorzonego. Wyrazić tą zniewagę, którą musiał cierpieć z rąk nas, ludzi, jego dzieci, rozwścieczonych, oszalałych; od chwili skazania aż po ukrzyżowanie. Uwierzcie mi, że odchodziłem od zmysłów. Wyraz, którego stopniowo nabierało jego oblicze, zdawał się mówić: „A ja was tak umiłowałem!” Wtedy to też poddałem w wątpliwość wszystkie moje przekonania religijne, wybory życiowe dokonane do tamtego momentu. I jeśli później czerpałem inspiracje z dzieł Fra Angelico, malarza tak mi bliskiego, to nie dlatego, że był on, jak ja, toskańczykiem, ale przede wszystkim dlatego, że tak jak ja naznaczał swoje malowidła tym oddaniem, które słusznie należy się Panu, Najświętszej Pannie i świętym. Jednak, mimo wszystko, szybko przychodziło opamiętanie. Tak, gdyż czułem się jak wiarołomca bo zgodziłem się na wykonanie tego dzieła za wynagrodzeniem. Teraz powiecie pewnie: „Ależ to normalne. Na pewno coś takiego przeżywali wszyscy malarze i rzeźbiarze od zamierzchłej przeszłości po dzień dzisiejszy. Ci, którzy chcieli przedstawić świętą postać, a tym bardziej wizerunek samego Boga musieli, mniej lub bardziej, doświadczać tych samych wątpliwości”. (Przerywa) Tak, macie racje. Jak się tak zastanowić, to samo zdarzyło się przecież Jacopowi Marii Fogginiemu podczas rzeźbienia niezwykłego „Ecce Homo” w drewnie lipowym, naturalnych rozmiarów, dla Filippa Baldinucciego. Sam mi to wyznał pewnego dnia. Zresztą sam nie wiem... Dla mnie w każdym razie była to prawdziwa tortura. (Idąc odłożyć obraz na miejsce) Nocami miewałem koszmary. I nie sposób było się do tego przyzwyczaić. Za każdym razem, kiedy godziłem się na malowanie obrazów religijnych, cierpiałem z powodu wyrzutów sumienia. Nawet jeśli malując świętych myślałem zawsze, że zanim stali się świętymi, byli ludźmi takimi, jak my. Czasami, jak Fra Angelico, wydawało mi się, że powinienem malować wizerunki Chrystusa, Maryi i świętych klęcząc przed sztalugą. Może byłoby to pokutą za to, czego się podejmowałem, za świętokradztwo. Potem, dla pocieszenia mówiłem sobie, że w gruncie rzeczy malowanie świętych figur to też modlitwa, a także zaproszenie do modlitwy dla innych, w domach i w kościołach, przed moimi płótnami. I znów malowałem siedząc albo stojąc. I modliłem się do Pana: Boże, uwolnij mnie od siebie samego! (Zamyśla się) Także dlatego, że sam często jestem dla siebie wrogiem. (Pauza) Ale wróćmy do początku. (Siada, tym razem na taborecie) Jak pewnego dnia zdefiniował to półżartem jeden z moich polskich klientów, byłem w życiu zawsze trochę pobożny i trochę występny. Mimo że wszyscy, oceniając mnie z wyglądu i sposobu bycia, uważali mnie zawsze za pobożnego. A to dlatego, że mój wygląd był zawsze szczególny. Nosiłem okulary, bywało niekiedy, że miałem wąsy, a dziś z kolei, jak sami widzicie, noszę spiczastą bródkę. Często zakładałem dziwaczne kapelusze, pstrokate obuwie, czarne płaszcze; byłem jednym słowem trochę jakby aktorem w przebraniu, grającym na scenie swoją rolę z przejęciem. Teraz nie patrzcie na to, jak wyglądam. Dziś jestem tylko starcem, owdowiałym dwa lata temu, zaniedbanym, z licznymi dolegliwościami i troskami, bez zapału do życia. Pomyślcie, miałem tylko cztery lata, gdy umarł mój ojciec. Dla mnie było prawdziwym dramatem to, że utraciłem go tak wcześnie. I to uwarunkowało całe moje życie. Od wczesnej młodości miałem wielką potrzebę posiadania rodziny. Oprócz tego, że zostałem osierocony przez ojca, już w wieku dziewięciu lat musiałem się oddalić także od matki, by pracować w warsztacie Vignaliego. Prawdą jest, że już jako młody chłopak, gdy spotykałem dziewczynę, która mi się podobała, natychmiast bardzo się do niej przywiązywałem. Zalecałem się do niej. Chciałem ją mieć za wszelką cenę, jednak nigdy się naprawdę nie zakochiwałem. Było to silne pragnienie posiadania, które popychało mnie w jej stronę. Dopiero w wieku prawie czterdziestu lat mogłem powiedzieć, że spotkałem tę, którą rzeczywiście się pokochałem, tak, że zapragnąłem się z nią ożenić: moją żonę Teresę. I wtedy posypały się dzieci: miałem ich prawie dziesięcioro, nie wszystkie z nich żyją. Same dziewczynki i tylko jeden chłopak, Andrea, którego tak nazwałem, aby przynajmniej imieniem upamiętnić mojego ojca. Z córek, oprócz jednej, która wstąpiła do zakonu sióstr Najświętszej Marii Panny, założonego przez Giacintę Ruspoli, wszystkie pozostałe poświęciły się malarstwu, rysunkowi, sztuce haftu i dekorowaniu ceramiki. W 1659 roku, gdy umarła moja matka, urodziła się Agnese. Z tego właśnie powodu nazwałem ja imieniem mojej matki. Dziś więc jestem otoczony niezliczoną ilością wnuków. A moja córka Agnese, uparta i przedsiębiorcza jak jej matka, nadal maluje w moim warsztacie, tu obok. (Wskazuje) Chociaż ja właściwie już tu nie pracuję. Bo nie dopisują mi oczy, a zwłaszcza głowa. Zidiociałem? Może. Czasami mam wrażenie, że nie jestem w stanie panować nad własnym umysłem. Już od czterech lat miewam gwałtowne napady wściekłości. Gdy do Florencji przybył malarz z Neapolu, Luca Giordano, miałem pierwszy poważny kryzys. Już sama jego obecność w mieście doprowadzała mnie do szaleńczej furii, a potem, kiedy ten utrzymywał, że moja powolność w robocie sprowadziła na mnie niedostatek, myślałem, że ze wściekłości postradam zmysły. I to śmiał powiedzieć ten ladaco, który sam siebie nazywa „Luca Szybkomaluje”, dla błyskawicznego tempa, w jakim zawsze kończy swoje obrazy! Widzicie więc, że jestem szalony? Są tacy dla których szaleństwo wypływa z nadmiernej żarliwości religijnej. Kto wie? Dla mnie początkiem była na pewno utrata mojej małżonki... Czasami tracę pamięć i poczucie powagi. Zapominam wtedy na przykład, że nie mam słuchu muzycznego. I kiedy jestem wraz z przyjaciółmi De Bardi we Florenckiej Kameracie, gdzie ostatnio bywam bardzo często, zdarza się, że zaczynam śpiewać, wywołując wesołość wszystkich obecnych. A przecież oni wiedzą, że w przeszłości zdarzało mi się nawet komponować. (Wchodzi paru muzyków z instrumentami)
Alberto w Tarnowie (2004-07-23 08:33:59)
Alberto Macchi włoski reżyser teatralny pierwszy raz przybył do naszego miasta w 1996roku. Nasze miasto tak mu się spodobało, że postanowił tu zostać. „Piszę w Rzymie a korekty robię w Tarnowie” - mówi sam o sobie.
Alberto Macchi jest dyrektorem włoskiego stowarzyszenia kulturalnego „Teatro 84”, reżyserem teatralnym i autorem tekstów scenicznych, takich jak "Człowiek - Caravaggio", "Bona Sforza", „Stanisław Poniatowski” czy „Stanisław Kostka”
Niedawno w tarnowskim ratuszu z okazji otwarcia wystawy „Europejskie Skarby Tarnowskiego Muzeum” mogliśmy zobaczyć fragment wystawianej w Rzymie sztuki „Carlo Dolci” w reżyserii Alberto Macchi, w wykonaniu aktorów tarnowskiego teatru i włoskiej śpiewaczki Astrei Amaduzzi. Obraz "Ecce Homo" Carlo Dolciego jest największą sensacją wystawy czynnej w Ratuszu od 2 czerwca. Carlo Dolci (1610-1686), genialny i niezrozumiany przez jemu współczesnych florencki malarz, stał się dla Alberto twórczą inspiracją. .
Teraz artysta pracuje nad przygotowaniem spektaklu, którego bohaterem będzie malarz Gabriel Morvay, urodzony w Tarnowie w 1934 roku, który jest ceniony na świecie, a mało znany w samej Polsce. Powstał już scenariusz tej sztuki, którą będziemy mogli w przyszłym roku zobaczyć w Tarnowie.
Niebawem też, we Włoszech ukaże się książka, monolog teatralny „Arcangela Paladnini Broomans”, której autorem jest Alberto Macchi.
Alberto już dużo mówi po polsku, chociaż nie zna jeszcze dobrze naszego języka. Śmieje się gdy mówi o swojej przygodzie z językiem polskim i mieszkańcami naszego miasta. Życzliwy i uśmiechnięty, spacerując ulicami miasta, często jest pytany o godziny - „Ma Pan zegarek?”. Alberto długo myślał, że to tarnowski zwyczaj proszenia o papierosa. Słowo zegarek fonetycznie zbliżone jest do cigarette. Nosił więc długo przy sobie papierosa, by wspomóc nieszczęśliwych tarnowskich palaczy, którzy tak naprawdę, po prostu byli tak jak on, poszukiwaczami zagubionego czasu.
Alberto w Tarnowie (2004-07-23 08:33:59)
Alberto Macchi włoski reżyser teatralny pierwszy raz przybył do naszego miasta w 1996 roku. Nasze miasto tak mu się spodobało, że postanowił tu zostać. „Piszę w Rzymie a korekty robię w Tarnowie” - mówi sam o sobie.
..........................................................................................................................................................................
"Carlo Dolci", Incisione del XIX secolo, tratta dall'Autoritratto.
Articolo su "Gazzetta Italia", Varsavia / Artikuł "Gazzetta Italia", Warszawa
LINK DI FILM O DOCUMENTARI RELATIVI AL PERSONAGGIO O AL PERIODO DI CARLO DOLCI:
"Tutte le mattine del mondo", film
http://www.youtube.com/watch?v=ETGUU5vyOlE
----------------------------------------------------------------------------------------
LIBRERIA LA FELTRINELLI
Carlo Dolci e il Cristo Ecce Homo
di Alberto Macchi
Scrivi una recensione
MOMENTANEAMENTE NON DISPONIBILE ONLINE
Aggiungi alla Lista DesideriVerifica disponibilità in Negozio
Prenota e ritira
Dopo aver letto il libro Carlo Dolci e il Cristo Ecce Homo di Alberto
Macchi ti invitiamo a lasciarci una Recensione qui sotto: sarà utile agli
utenti che non abbiano ancora letto questo libro e che vogliano avere delle
opinioni altrui. L’opinione su di un libro è molto soggettiva e per questo
leggere eventuali recensioni negative non ci dovrà frenare dall’acquisto, anzi
dovrà spingerci ad acquistare il libro in fretta per poter dire la nostra ed
eventualmente smentire quanto commentato da altri, contribuendo ad arricchire
più possibile i commenti e dare sempre più spunti di confronto al pubblico
online.
Recensioni
Nessuna Recensione presente. Vuoi essere il primo a inserirne una?
Scrivi la tua Recensione
Titolo recensione Testo recensione (no formato Html)
Trama
Stile scrittura
Aspetto estetico
Rapporto qualità / prezzo
Valutazione complessiva
Invia la tua Recensione
Dettagli
GenereTeatro
Editore:Colosseo
Data uscita:01/2006
Pagine:-
Formato:brossura
Lingua:Italiano
EAN:9788890240218
Parole chiave laFeltrinelli:
letteratura teatrale
----------------------------------------------------------------------------------------
00842 - 28.11.14
Nessun commento:
Posta un commento